Nastrój wisielczy mam, post będzie paskudny i mało optymistyczny. Na niedzielnym wybieganiu pod koniec rozbolało mnie kolano. Jakoś się nie przejęłam bardzo, ale mroziłam, smarowałam maścią i łyknęłam coś przeciwzapalnego w poniedziałek. Dziś bólu nie było, chodziłam po mieszkaniu normalnie. W drodze na przystanek już zrobiło się nieprzyjemnie, a po niecałych 10 minutach już ledwo szłam... What the fuck, ja się pytam? Zabiegi powyżej opisane powtarzam i umawiam się do fizjoterapeuty. Trzymajcie kciuki za ten mój maraton, bo zwariuję.
3mam kciuki bardzo mocno... Zdrowie najważniejsze, chociaż wiem, że ciężko zrezygnować z czegoś do czego człowiek się przygotowuje i na co czeka. Myślę, że najlepszą decyzję podjęłaś, żeby pójść na konsultacje do specjalisty. Głowa do góry, będzie dobrze !!!
OdpowiedzUsuńNO-I-JAK-BYŁO??? Pobiegłaś? Jak kolanko? Czekam na relację! :)
OdpowiedzUsuńBTW - w ustawieniach bloggera możesz wyłączyć weryfikację obrazkową przy dodawaniu komentarzy, warto to zrobić ;)
OdpowiedzUsuńgdzie Ty się podziewasz? :)
OdpowiedzUsuńŁączę się w bólu. Mam taki sam nastrój. W niedziele przeciążyłam mięsień dwugłowy uda. Byłam u ortopedy, dostałam lekarstwa, i prikaz nie trenowania. Więc przerwa w planie treningowym do maratonu:( a w niedziele miałam biec w krakowskim interrunie...:(buuuu
OdpowiedzUsuń