poniedziałek, 25 lutego 2013

Ostatni tydzień przed zmianą

Właśnie wczoraj (na szczęście!) zabrałam się za analizowanie swojego planu treningowego. Nie jest to niestety żaden custom, jeszcze, tylko szablon ze strony Polska Biega. Ale jego odpowiednik na półmaraton sprawdził się nieźle, więc kontynuuję dodając inne aktywności. Z tego analizowania wynikło, że tydzień kończący się jest ostatnim tygodniem drugiej fazy przygotowań. Od przyszłego dojdą interwały i bieg z narastającą prędkością. Ale na razie podsumuję zmagania zaległe...

Jak już wspomniała, wtorek został wolny. Czułam coś w piszczelach nieszczęsnych i nie chciałam przedobrzyć. Tym samym ostatnia siła w planie poszła się grzać... Ale i tak jest ok - przez 6 tygodni solidnie ją robiłam.

Czwartek to bardzo spokojna dyszka. Starałam się rozluźniać w trakcie biegu i nie spinać tego co nie trzeba. Wyszło super, bardzo przyjemny bieg bez bólu a po nim duuużo rozciągania.

Kolejny bieg miał być w piątek, bo chcę rozbić masakrę sobotnio-niedzielną, ale zaskoczyła mnie śnieżyca. Bieganie miało być szybkie, więc odpuściłam kompletnie. Nadrobiłam w sobotę - 20 min w tempie połówki czyli ok 5:40/km. Samopoczucie troche słabe, wiatr wiał okrutnie a na ulicach breja więc nie za ciekawie się biegło.

Niedziela to oczywiście długie wybieganie. Sama nie wiedziałam ile kilometrów dam radę, więc nie robiłam założeń. Na początku piszczele trochę się spięły i bolały, ale przeszło. Finalnie regulaminowe 2h biegu i 19km z kawałkiem - biegło się na prawdę przyjemnie, zarówno wydolnościowo jak i siłowo. Widać, że te poprzednie męczarnie nie poszły w las...;) Na 10km zjadłam dwie czekoladki z bombonierki... Chyba słaby pomysł na zawody, ale tylko takie drobiazgi miałam  domu. Problemów z żołądkiem nie odnotowałam:)

W sumie w tygodniu spadek kilometrażu do 38km. Niestety, ani razu ścianka (odpoczywam). Za to poćwiczyłam 3 razy w domu z Ewą solidnie, po każdym minimum 20min rozciągania. Oj, zaniedbałam te moje przykurcze - mam nadzieję, że jeszcze to odratuję.

Przyszły tydzień to skok w kilometrażu, mam nadzieję że to się nie odbije negatywnie na nogach. Lecę gotować obiad:)

Z okazji poniedziałku, Budyń w koszu dla Was:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz