niedziela, 27 stycznia 2013

Nie lubię wymyślać tytułów!

Sesja, sesja itp. więc dziś krótko - jedynie kilka refleksji ze sportowego tygodnia.

Poniedziałek - zgodnie z postanowieniem zeszłego tygodnia zaczęłam od siły. Odpaliłam trening "Iron Strength" ze strony Runner's World, który już od dawna grzał miejsce w moich zakładkach. Mimo zmniejszenia ilości serii to i tak jednym słowem - masakra! Pozytywna, ale i tak. Pierwsze ćwiczenie - przysiady z wyskokiem, 6 serii po 15. Jako że słabo rachuję dopiero cierpienie moich mięśni dnia kolejnego skłoniło mnie do przeliczenia, ile ja tego naskakałam... ;) 

Wtorek - oj, ciężko się było zebrać... Nie mogłam siadać, wstawać, chodzić zbyt "szeroko" ruszając nogami. Ale udało się i chyba dobrze mi to zrobiło. Podbiegów 8 po minucie z kawałkiem. W kopnym śniegu się nie dało (sięgał do łydek i wszystko mi się wsypywało do butów...) więc było po ubitym śniegu. Wrażenia z tego co pamiętam pozytywne, miłe bieganie.

Środa - nic sportowego :)

Czwartek - od rana się organizowałam na to bieganie. Miałam tyle czasu a wyszłam w ostatniej chwili, jak zwykle;) Miało być 1 - 1,5h wolno ale coś mój biomet był niekorzystny... ;) Aha, zakwasy wciąż "istniały". Wymęczyłam ponad 5km po breji pośniegowej. Plus 4,5h w pociągu...

Piątek - wspinanie w Krakowie, ścianka się znaczy. 3,5h, głównie baldy. Umęczyłam się, ale tego potrzebowałam właśnie:) Plus impreza... :)

Sobota - dzień zaczęłam o 5:33 w pociągu do domu, do którego trafiłam niemal prosto z imprezy. Tym razem 4,5h spędzone konstruktywnie - przespane. Wieczorem 45min biegania, w tym 20min po pagórkowatym parku. Strasznie zmarzłam, pierwszy raz tej zimy.

Niedziela - czy to będzie nudne, jak napiszę że się sporo zbierałam?;) Długie wybieganie okazało się jednak mega przyjemne, 2h i niecałe 19km. Zmarzłam dopiero na 13km (zapadł zmrok), zmartwiłam się, że tracę policzki. Uruchomiłam podgrzewacz na dłonie, który kiedyś dostałam, ale.. Zamarzł po dwóch sekundach. Ale dzielnie doczłapałam do końca. Tempo już lepsze niż ostatnio, jakieś 6:25/km. Mówiłam, że będzie lepiej? A w przyszłym tygodniu to już w ogóle...;)

W tym tygodniu 36,6km, odrobinę mniej niż w zeszłym - to przez ten wybryk czwartkowy. Przyszły tydzień to już nowa faza planu - zamiast sobotnich górek będzie coś szybszego. W końcu :) Chociaż - zobaczymy, na co pozwoli zima. Pozdrawiam! :)

1 komentarz:

  1. Mam to samo ze zbieraniem się na trening... porażka.

    Iron Strength, oooo brzmi nieźle, biorę się za to! TERAZ :))

    OdpowiedzUsuń