To faktycznie mogłaby być spora gafa, z kategorii "najgorszy biegacz roku"... :) Podczas pisania poprzedniego podsumowania zupełnie zapomniałam o Trzeciej Dyszce do Maratonu, świetnych zawodach, które odbywają się u mnie w mieście. A że wcześniej zawsze biegi to były wyjazdy, busy, pociągi... to najzwyczajniej w świecie jakoś mi to umknęło. W związku z tym w tym tygodniu tylko trzy biegi, ale kilometraż podobny jak w zeszłym.
Tydzień ostatnio zaczynam od podbiegów (jak pewien biegacz-dziennikarz, gdyż jego plan obecnie realizuję). Przedłużyłam je do półtorej minuty i zrobiłam sześć. Pomyślałam, że w tygodniu zawodów nie ma co przesadzać. Trafiłam na końcówkę zimowej aury więc było bardzo przyjemnie, w butach terenowych w pobliskim wąwozie.
Dalej to już myślałam, myślałam i wymyśliłam - maraton to taka sprawa, którą jednak trzeba postawić na pierwszym miejscu często. Mimo niedzielnych zawodów długie wybieganie musi być! Warunki pogodowe paskudne - odwilż, początkowo obrana trasa to breja i kałuże po kostki. Po pięciu kilometrach w tym koszmarze zmieniłam kurs. Oczywiście buty i skarpetki już całe mokre... Udało się 19km w 2:10, pierwsze wodne kilometry baaaardzo wolne, bo jeszcze omijałam kałuże. Końcówka po 6:20 - 6:10.
No i niedziela w końcu nadeszła, jako że piątek i sobotę odpoczywałam. Trasa trudna - podbiegów wiele, zdecydowanie nie na życiówkę. Na tą się zresztą nie nastawiałam... Niemal trzy tygodnie choroby potem dwa tygodnie samych spokojnych wybiegań w tempie typowo zimowym. Ale wyszło zaskakująco dobrze - 52:44 netto (przypominam - moja życiówka to 51:00). Tak więc z powolnego biegania też coś może być... ;) Napawa mnie to optymizmem na połówkę poniżej dwóch godzin - bo nawet z tego czasu jeszcze tyle można wywróżyć.
Inne aktywności tygodnia to raz pół godziny ćwiczeń (własna kompilacja) w poniedziałek i w środę dwie i pół godziny wspinania. No i pięć godzin pracy umysłowej na egzaminie w środę :(.
Ten tydzień to jeszcze sesja, ale postaram się przebiegać - delikatnie zwiększyć jeszcze kilometraż. W sobotę 30-45 minut szybciej niż maraton czyli zrobię może w tempie na złamanie dwóch godzin w połówce. I dwa egzaminy jeszcze... Wracam do nauki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz