Ciężki ten powrót, cięższy niż myślałam. Zapisałam tu całą historię swojej choroby, ale przypomniałam sobie, że już to zrobiłam.... ;) W każdym razie historia nie skończyła się tak gładko, jak sądziłam ostatnio. Po skończeniu z antybiotykiem jeszcze z półtora tygodnia bujałam się z tą chorobą. Jak już było ok - to następnego dnia ból gardła i tak w kółko... Wypróbowałam każdą domową metodę - ciepłe mleko z miodem, czosnek, moczenie stóp, wygrzewanie się z eukaliptusem, kąpiele w soli... No ale w końcu się udało. Drugi tydzień stycznia to już jako tako zdrowotna norma.
Jako że od kiedy biegam prawie nie choruję a antybiotykami nie leczyłam się już z pięć lat zupełnie nieświadoma byłam jak wygląda ten mityczny powrót do aktywności po chorobie. W sumie nic-nie-robienia było jakoś trochę ponad dwa tygodnie (czasem tylko ćwiczyłam w domu) a takie przerwy zdarzały mi się czasem i z lenistwa (niestety) i powroty zawsze były łatwe. Jakież było moje rozczarowanie podczas pierwszej próby biegu... Ledwo się ruszam, tętno szalenie wysokie, sapię jak szalona i ogólna niemoc. A tego całego "treningu" to niecałe 4km. Rozpacz po prostu. Jednak z biegu na bieg już coraz lepiej, nawet w tym tygodniu mniej więcej biegowo wszystko wg planu. Oczywiście tempa i tętno jeszcze trochę skaczą, ale myślę że z dwa tygodnie i powinno wrócić do normy.
Zapiszę tu też jak się próbowałam w tym pierwszym okresie powrotu do aktywności uchronić przed nawrotem choroby, może innym się też przyda:
- Klasycznie - rutinoscorbin i witamina C codziennie + więcej owoców i warzyw.
- Odpowiednie ubranie na bieganie na zewnątrz - tutaj mam na myśli nie za zimno ale i nie za ciepło! Lepiej nie dopuścić do przegrzania się i przepocenia... Mały podmuch wiatru i po nas.
- Na bieganie zawsze czapka - i jej nie zdejmuję nigdy w zimie, rękawiczki zawsze na początek - czasem potem ściągam.
- Możliwie szybko po powrocie do domu przebranie w suche ciuchy i ciepłe skarpetki - ja na zimę mam cały zestaw wełnianych i innych miękkich:)
- Więcej ciepłych posiłków - generalnie to powinna być zasada na zimę. Oprócz oczywiście obiadów klasyczny pomysł na ciepłe śniadanie to owsianka albo jajecznica.
7-13.01.2013
* Bieganie - dwa wyjścia. Raz to wspomniana wyżej masakra, następnie lekkie podbiegi. W sumie jakieś 10km.
* Ćwiczenia w domu x 3 - raz zestaw Ewy Ch. "Turbo", raz samo body tension (znaczy core stability) i raz body + taśmy (wspominałam, że zakupiłam w Lidlu?;)
* Wspinania niestety zero, czego będę bardzo żałować w kolejnym tygodniu...
14 - 20.01.2013
* Bieganie - cztery razy! Brawa!;) We wtorek podbiegi 12 x 30', czwartek to 1:15' powoli, sobota jakieś 45' w tym 20' po pagórkowatym parku i niedziela 1:40' wybiegania (a że wyszło niecałe 15km to inna sprawa - ale będzie lepiej, wrócę do regularnych piętnastek w półtorej godziny;) Cały tydzień to jakieś 37km, można powiedzieć, że spory skok. Ale nie robię nic na siłę - samopoczucie w tym tygodniu było już cały czas ok, tempo wolne i puls w granicach przyzwoitości. Jednak coś tam ćwiczyłam przez chorobę aby utrzymać formę, wiec jest w porządku.
* Ćwiczenia - rozciąganie po każdym treningu no i raz po ścianie udało się zrobić body. I niestety tyle, trzeba coś siłowego dołożyć w kolejnych tygodniach.
* Wspinanie x 2, w sumie jakieś 5h. Oczywiście nie tak intensywnie jak wcześniej, a nawet bardzo luźno. Inna sprawa, że za pierwszym razem nie byłam w stanie zrobić NIC co jeszcze niedawno (no, trzy tygodnie temu) było dla mnie średnio łatwe... Po trzech obwodach pompa i co zrobisz. Ale podobnie uważam - będzie lepiej...;)
Kolejny tydzień będzie wyglądał mniej więcej tak samo, spróbuję tylko dłużej pobiec w niedzielę. No i dołożyć ćwiczeń. Motywacja wysoka, musi się udać!:)
trzymam kciuki :) tak to jest, niby mamy tę formę, a jak przychodzi przerwa, to podem ups. ale zawsze powroty sa jednak szybsze niz same początki :)
OdpowiedzUsuń